Majówka w Sudetach

Nietypowy dla mnie wyjazd w Sudety; tym dziwniejszy, że wyraźnie rozdzielony na dwie części – zaczynaliśmy w Górach Kamiennych, skończyliśmy… na Pradziadzie.

2019-05-01: Boguszów-Gorce – Dzikowiec (836) – Stachoń (808) – Lesista Wielka (851) – Kowalowa

Na początku było stromo. Wyryp z Boguszowa na Dzikowiec nie pozostawia wątpliwości co do wulkanicznego pochodzenia pasma. Wycieczkę rozpoczęliśmy dość późnym popołudniem, więc przemykamy tylko przez kolejne szczyty, zatrzymując się tylko na chwilę, by spojrzeć na widoki otwierające się z podejścia pod Stachoń. Z Lesistej Wielkiej spadamy dość nieortodoksyjnie, gardząc czerwonym szlakiem w kierunku Sokołowska, co powinno nam oszczędzić asfaltowania do Kowalowej. Zdania na temat skuteczności metody są podzielone, nie da się jednak ukryć, że finalnie udało nam się spotkać z resztą grupy tam, gdzie spotkanie miało nastąpić, więc wszelkie uprzednie niedopatrzenia należy puścić w niepamięć…

[ngg src=”galleries” ids=”1″ display=”basic_thumbnail” thumbnail_crop=”0″]

2019-05-02: Kowalowa – Sokołowsko – Włostowa (903) – Kostrzyna (905) – PTTK Andrzejówka – Łomnica

Na początku nie było stromo. Na początku były łąki i Sokołowsko. Czasy świetności tego dawnego uzdrowiska minęły dawno temu, obecnie miejscowość robi dość typowe wrażenie chaosu i braku wspólnej idei na rozwój. Wciąż jednak można usiąść w sympatycznej kafejce i przy gorącej kawie i zimnym piwie zdecydować, że stromo jednak być powinno – więc kolejne kroki kierujemy w kierunku podejścia na pasmo Kostrzyny. 330m przewyższenia z centrum Sokołowska na Włostową dość mocno nas memła, ale wynagradzają nam to fenomenalne widoki z wierzchołka Kostrzyny. Zadowoleni z siebie wzgardliwie trawersujemy zarówno Suchawkę, jak i Waligórę, wbijając się prosto w koniec wielometrowego ogonka w schronisku w Andrzejówce. Jeden obiad później ruszamy przez las i dolinę Złotej Wody w kierunku czekającego w Łomnicy noclegu.

[ngg src=”galleries” ids=”2″ display=”basic_thumbnail” thumbnail_crop=”0″]

2019-05-03: Łomnica – twierdza Srebrna Góra – Paczków – Otmuchów – Jesionik

Stromo w ogóle nie było, a przynajmniej nie odczuwało się tego z wnętrza samochodu. Nadchodzące pogorszenie pogody pobudza nas do zmiany rejonu działań; dzisiejszy dzień przeznaczamy na atrakcje wzniesione ludzkimi dłońmi. Oglądamy twierdzę w Srebrnej Górze (warto przejść się w towarzystwie przewodnika, program zwiedzania jest wystarczająco skondensowany, aby nie zdążyć zanudzić), depczemy pozostałości bardziej zaawansowanej cywilizacji w postaci wiaduktów Kolei Sowiogórskiej (wiadukt jak wiadukt, tylko duży i w lesie), Paczków, czyli jedno z dziesiątków miast pretendujących do miana „polskiego Carcassonne” (pretensje należy stanowczo uznać za niesłuszne) i schody dla koni w Otmuchowie (oszukaliśmy system i po nich weszliśmy nie będąc końmi). Finalnie lądujemy w centrum Jesionika, gdzie kończymy dzień zasłużonym zimnym piwem.

[ngg src=”galleries” ids=”3″ sortorder=”9,8,7,6,5″ display=”basic_thumbnail” thumbnail_crop=”0″]

2019-05-04: Ovčárna – Pradziad (1491) – Karlova Studánka

Stromo było, a jakże, ale tym razem bardziej w dół niż w górę. W górę zaordynowaliśmy sobie autobus, który z Karlovej Studánki wywiózł nas prawie pod szczyt Pradziada, skąd dziarsko pomaszerowaliśmy w dalszą drogę. Zdobywanie całkiem konkretnej góry asfaltową autostradą trochę nie mieści mi się w przestrzeni pożądanych zdarzeń, ale fenomenalne widoki na całe Jesioniki w połączeniu z kilogramami zdobytymi w knajpie na szczycie osładzają trochę ten ból. Na powrocie wzgardziliśmy już autobusem, schodząc żółtym szlakiem wzdłuż wodospadów Białej Opawy – i była to decyzja bardzo dobra. Zejście wzdłuż kolejnych wodospadów jest wyjątkowo urokliwe, szlak wielokrotnie przekracza rzekę wysoko nad poziomem wody, aby finalnie zejść do skrzyżowania w centrum Karlovej Studánki. Warto wspomnieć kilkoma słowami o tej miejscowości – to wyjątkowo piękne uzdrowisko, zadbane, schludne i czyste. Kontrast z uroczym, ale wyraźnie zaniedbanym Sokołowskiem kłuje w oczy i smuci…

[ngg src=”galleries” ids=”4″ sortorder=”14,13,10,11,12″ display=”basic_thumbnail” thumbnail_crop=”0″]

2019-05-05: Jesionik – Rejvíz – Zlaté Hory – Nysa – Warszawa

Pogoda definitywnie postanowiła się zepsuć, więc nawet nie jest nam bardzo żal, że trzeba już wracać. Po drodze oglądamy torfowiska w Rejvízie (jest zimno, pada śnieg i trzeba płacić, ale ładny las) i skansen w Zlatych Horach (jest zimno, pada śnieg i trzeba płacić, ale ładny drewbud). Podłość warunków atmosferycznych wyraźnie nie zachęca do aktywności, więc nie licząc przerwy obiadowej w Nysie dalej zwiedzamy świat już wyłącznie z wnętrza pojazdu. Być może w Namysłowie wciąż krążą legendy o astrze na legionowskich blachach, która objechała całe stare miasto w kółko cztery razy i pomknęła dalej w kierunku drogi S8…

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *