No cóż, sezon 2020 rozpoczął się ze zdecydowanym opóźnieniem z przyczyn znanych powszechnie, plany mnie popsuto dokumentnie. Dopiero w weekend bożocielny udało się zebrać ekipę, wybrać trasę dostatecznie odległą od tłumów ludzi i pospacerować w ciszy i spokoju. Za cel obraliśmy przejście w całości niebieskiego szlaku Polica – Stare Wierchy, wg nowej regionalizacji okazuje się, że będziemy działać w Beskidzie Żywiecko-Orawskim, Pogórzu Orawsko-Jordanowskim, no i Gorcach rzecz jasna. Transport na miejsce miał charakter iście kabaretowy, ale późnym środowym wieczorem wysiedliśmy z busa w Zawoi, gościny udzieliła nam dogodnie położona w samym centrum Willa Babia Góra, lokal bez wątpienia wart polecenia. Noc minęła spokojnie…
2020-06-11: Zawoja – nad Zubrzycą
…rano zbieramy się spokojnie, bez większego pośpiechu, na szlaku jesteśmy gdzieś koło 9. Na dzień dobry serwujemy sobie drobne pół kilometra podejścia z Zawoi w kierunku Hali Śmietanowej, na tym odcinku towarzyszy nam zielony szlak. Śmiało można powiedzieć, że siedem miesięcy rozbratu z górami nie wpłynęło jakoś wybitnie na moją kondycję, pot się ze mnie leje na wszystkie strony, ale uparcie przemy w górę w całkiem dobrym tempie. Wszyscy chyba jesteśmy spragnieni gór i przyrody, długie tygodnie ograniczonej aktywności swoje zrobiły. Chwila przerwy przy rozejściu zielonego i niebieskiego, do pierwszego celu coraz bliżej, wkoło robi się coraz ładniej. Przyroda walczy o swoje, na miejscu martwych drzew coraz śmielej rosną nowe.
Przed nami kawałek ostrzejszego podejścia, najpierw bez szlaku, potem bardziej męczący fragment żółtym szlakiem na Cyl Hali Śmietanowej (1298). Mozolnie zdobywamy kolejne metry, aby w końcu stanąć na szczycie. Tu spotyka nas czerwony Główny Szlak Beskidzki, tu też otwierają się pierwsze widoki na pasmo Babiej Góry, nad którą – jak zwykle – pogoda kapryśna…
Dalsza droga prowadzi nas na Policę, prawie po równym. Martwy las wokół wygląda dość potwornie…
Wędrówka idzie sprawnie, szeroka droga nie sprawia trudności, niektórzy nawet prawie biegną 😉
Pogoda powoli się psuje już nie tylko nad Babią, ale i na naszej trasie, na Policę docieramy pod stalowoszarym niebem…
…tu zaczyna się główne danie naszego wyjazdu, liczący 44 km niebieski szlak, kończący się przy gorczańskim schronisku na Starych Wierchach. Przebiega głównie mało popularnymi rejonami Pogórza Orawsko-Jordanowskiego, łącząc dwa popularne pasma górskie w dość nieoczywisty sposób. Od Policy do Żeleźnicy trzyma się głównego karpackiego działu wodnego, który potem ucieka w orawskie torfowiska; szlak zostaje po północnej stronie Dunajca, przekracza dwie Zakopianki – kolejową i drogową – i ponownie łączy się z Głównym Szlakiem Beskidzkim w Gorcach.
Przed nami na początek dość monotonne zejście w siąpiącym deszczu, przez gospodarcze lasy na południowych stokach Policy. Przed nami przełęcz Zubrzycka, a to nieuchronnie oznacza, że lada chwila będziemy działać w Pogórzu Orawsko-Jordanowskim, o już tam, za chwileczkę, za momencik, za tym pasemkiem asfaltu.
Jest jeszcze stosunkowo wcześnie, ale nie ciśniemy, pogoda nie rozpieszcza, trzeba się oszczędzać. Czas na pierwszy biwak w tym roku, jak mi tego brakowało!
Dzień jest długi, bez pośpiechu gotujemy kolację, jest czas na pogaduchy, ale odpływamy stosunkowo wcześnie, jutro też jest dzień…
2020-06-12: nad Zubrzycą – pod Żeleźnicą
…dzień wstaje wilgotny, pochmurny, przed nami odcinek rozbiegowy w konkretnej trawie, będzie chlupać w butach.
Szlak wiedzie głównie lasem, od czasu do czasu po południowo-zachodniej stronie podchodzą pod naszą drogę łąki. Wilgoć jest wszędzie, głównie na moim obiektywie, mimo paskudnej aury okolica ma jednak sporo uroku.
Na szczęście oznakowanie nie pozostawia wątpliwości, ścieżka jest wskazana wzorowo 😉
Kolejna piękna łąka przed nami, czyżbym dostrzegał fragment błękitu na niebie?
Widoki, rzecz jasna, nie powalają, ale coś tam można dojrzeć. Tu chociażby szczerzy się najwyższy na Pogórzu Orawsko-Jordanowskim Kiełek (960), gdzieś za nim pasmo Policy, gdzie byliśmy wczoraj. Wciąż jest mokro.
Dalszy odcinek jest wyjątkowo upierdliwy, głównie przez wszechobecne błoto na rozjeżdżonych ciężkim sprzętem drogach leśnych. Gdy w końcu wyślizgujemy się na nieco bardziej otwarty teren, okazuje się że zaczęło lekko przygrzewać słońce, miła odmiana. Powoli dochodzi południe, pogoda zdecydowanie się cywilizuje.
Tego samego nie można powiedzieć o dróżce, którą podąża nasz szlak, bywa dość grząsko. Brniemy uparcie w las:
Za każdymi chaszczami jednak następuje wyjście na łąki, robi się coraz sympatyczniej w sumie:
Przed nami przełęcz Spytkowicka, na południe od niej wzdłuż krajowej siódemki rozłożył się Podwilk. Knajpa na przełęczy, na którą liczyliśmy, niestety nieczynna, w południowym upale schodzimy wzdłuż szosy do sklepu, nagle zatęskniliśmy za porannymi mżawkami! Odświeżeni chłodnymi napojami, powoli wracamy na przełęcz, szlak dalej wspina się na grzbiet Łysej Góry. Droga po tej stronie przełęczy jest szeroka, szutrowa, bardzo wygodna – to efekt jakiejś inwestycji unijnej. Troszkę przeskoczyliśmy ze skrajności w skrajność, z błota po kolana w autostradę, opcja pośrednia byłaby chyba najbardziej pożądana. Jest już za to naprawdę ładnie i upalnie, po naszej prawej stronie cały czas szerokie widoki i piękna łąka, jest tu zdecydowanie uroczo.
Kolejną niespodziankę szykuje nam górna stacja wyciągu narciarskiego ze Spytkowic, na mapie nic ciekawego w tym miejscu nie mamy, a tymczasem rozłożyła się tu całkiem konkretna knajpa. Nie trzeba nam tego dwa razy powtarzać, na stół wjeżdżają burgery i dobra wszelakie, zimnym piwkiem też w tej ekipie się raczej nie gardzi, nastroje przed dalszą drogą coraz radośniejsze, no a sama droga coraz piękniejsza, nie ukrywajmy tego faktu…
Rzut oka za siebie, choć pod słońce, też wiele radości przynosi, Babia pnie się majestatycznie, jest też Polica po prawej, pod nią szczerbi się Kiełek, stamtąd podążamy…
Rzut oka w dolinę, tam Podsarnie płynnie przechodzi w Harkabuz, a wszystko wokół kipie zielenią, piękne są te barwy, pełne życia. Takie chwile sprawiają, że codzienne troski gdzieś znikają, trudy życia w 2020 roku na chwilę stają się znośniejsze…
Grzbiet faluje łagodnie, idzie się nim zdecydowanie wygodnie, powoli zbliżamy się do zamykającego go wzniesienia Leszczaka. Wprawne oczy wypatrzą daleko w tle nieśmiało wychylające się szczyty Tatr, od teraz już będą nam towarzyszyć niemal cały czas…
Solidnie już zmęczeni schodzimy do drogi łączącej Harkabuz z Rabą Wyżną, za nią szutrowa autostrada się kończy, idziemy polną drogą o zdecydowanie przyjemniejszej skali. Wokół nas łąki Bukowiny-Osiedla, daleko z tyłu potężne – i jakże dla mnie obce – tatrzańskie masywy…
Dzień kończymy w rejonie węzła szlaków pod Żeleźnicą, tu nasza droga rozstaje się z głównym wododziałem karpackim. Ten dzień dał nam solidnie w kość, czas na kolację, herbatkę, odpoczynek…
2020-06-13: pod Żeleźnicą – Stare Wierchy
…wszystko po to, aby rano wstać z nową siłą. W nocy przeszła dość konkretna burza, rano jednak wszystko jest w najlepszym porządku, widok po pobudce także.
Szykuje się kolejny dzień pięknej pogody. Szlak nas prowadzi trawersem wokół Żeleźnicy, wyprowadza lasem na łąki nad Bielanką.
Ze szlaku podejść można na Kierkówkę, rzucić okiem na południe, rozpościera nam się pod nogami Orawa, z nieba zaś leje się żar piekielny, gorąc żyć nie daje…
W Bielance odbijemy ze szlaku, zejdziemy do miejscowości, płyny uzupełnimy pod sklepem, przy takiej pogodzie nie ma gdzie się spieszyć, nic to nikomu dobrego nie przyniesie. Nie wracamy do szlaku szosą, podejdziemy sobie na spokojnie pod Bucznik od miejscowości. Rzut oka w tył, gościnna Bielanka już za nami…
I jeszcze jedno spojrzenie za siebie, tym razem na Żeleźnicę (912), tam byliśmy rano.
Wracamy na niebieski szlak, operacja toczy się w paśmie Trubacza (803) i Janiłówki (813), klimat jest w rzeczy samej uroczo kameralny:
Na Janiłówce mowę nam natomiast odbiera bez dwóch zdań, Tatry jak na dłoni, calusieńkie. Jeden z bardziej imponujących widoków, jakie podziwiałem w mym żywocie, zdjęcia nie oddają sprawiedliwości, wrażenie jest niesamowite, całe pasmo bez żadnych przeszkadzajek prosto przed nami…
Chyba nadmiernie zachwyceni i upojeni panoramą robimy mylny błąd, nie chcąc turlać się wzdłuż Zakopianki, jak prowadzi szlak, idziemy na skróty, olewając przełęcz Sieniawską spadamy do doliny Raby, aby „jakoś tam” wyjść na Obidową. Jakoś tam wiąże się z ponadprzeciętnym krzalowaniem, tego w planach nie było, oby te wszystkie ścieżyny ginące w świerczynach szla(g/k) trafił! W końcu meldujemy się na Obidowej w jakiejś knajpie przy Zakopiance, lokal bardziej chyba pod kierowców niż turystów narysowany, menu proste ale skuteczne, żurek dostaję w misce większej od mojego czerepu, budzi to we mnie zachwyt. Posileni – a właściwie objedzeni po uszy – ruszamy na ostatni etap wędrówki, szlak wtacza się powoli do schroniska na Starych Wierchach, a my wraz z nim. Po drodze – błękit nieba, zieleń późnej wiosny, idylla…
Przy schronisku rozbijamy namioty, dostęp do prysznica po trzech dniach jest bezcenny. Niestety, wieczorem i w nocy ma miejsce drobny skandal, który dość znacząco obniża naszą ocenę tego noclegu. Nie wnikając w szczegóły, drodzy Czytelnicy, jeśli przyjdzie Wam kiedyś do głowy organizować wieczór kawalerski (!) z ogłuszającą muzyką do 5 rano (!!), litrami alkoholu i tonami prochów, którymi handlujecie ze sobą bez cienia żenady (!!!) – róbcie to gdziekolwiek, ale nie w schronisku turystycznym…
2020-06-14: Stare Wierchy – Rabka-Zdrój
…rano pogoda klękła. Po nieprzespanej nocy nie mamy energii, ani przesadnych chęci kręcić się po okolicy, spadamy najkrótszą drogą do Rabki-Zdroju, za czerwonymi znakami Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na Maciejowej wjechała ciepła herbatka, w Rabce zaś poszliśmy na pizzę, dobrą zresztą (pizzeria Maleńka, ulica Orkana, przy samym parku zdrojowym, poleca się). Do Warszawy wracamy pociągiem, na przesiadce w Krakowie o mało nie zostawiam butów, dzień jak co dzień…
Wnioski końcowe tudzież podsumowanie:
- widok z Janiłówki odbiera mowę, miejsce klasy zerowej, odwiedziny obowiązkowe;
- szlak jest uroczo kameralny w sporej części, poza męczącymi efektami działalności leśników przed przełęczą Spytkowicką idzie się nadzwyczaj przyjemnie;
- w kontraście szutrowa autostrada nad Podsarniem i Harkabuzem wygląda wręcz komicznie, ale odcinek jest to wielce zachwycający poza tym;
- schroniska turystyczne są dla turystów, a nie imprezowiczów, kto nie umie się zachować, powinien cierpieć katusze niewymowne.
Do usłyszenia!