Branisko, Bachureń

W pierwszej kolejności szanownym Czytelnikom należy się kilka słów wyjaśnienia, bo nazwy pasm górskich wymienionych w tytule sporej części mogą mówić niewiele, bądź zgoła nic. Nie dziwię się – parę miesięcy przed sierpniowym wyjazdem w ten rejon również nie miałem świadomości ich istnienia, choć niejednokrotnie kręciłem się w bliższych bądź dalszych okolicach. Pasma te leżą w Rudawach Słowackich, i ciągną się łukiem od miasta Krompachy nad Hornadem, na magistrali kolejowej Bratysława – Żylina – Koszyce, aż do położonego na północ od Preszowa Sabinowa. To u ich podnóży leży Zamek Spiski; zmotoryzowani mogą zaś kojarzyć wąskie gardło w przebiegu autostrady D1 – jednojezdniowy tunel Branisko, mniej więcej w połowie drogi z Lewoczy do Preszowa.

Dotarcie transportem publicznym z Warszawy do jakiegoś dogodnego punktu wypadowego w te rejony stanowi pewne wyzwanie; dość powiedzieć, że w drodze wypadł mi nocleg w… Ostrawie. W końcu jednak wczesnym popołudniem docieram do Sabinowa, gdzie sprawnie uzupełniam ostatnie braki w zaopatrzeniu – a przynajmniej ostatnie, których mam świadomość – i rozpoczynam moją przygodę z nowymi pasmami. W pierwszej kolejności przyjdzie mi poznawać Bachureń.

2019-08-15: Sabinov – Dlhé Diery

Na dzień dobry dostaję w ryj krótkim, ale stromym podejściem niebieskim szlakiem z dworca kolejowego na ciągnący się nad Torysą zalesiony grzbiet. Pierwszy kwadrans zabawy, a ja wylewam z siebie jakieś litry potu, gdzie popełniłem błąd? W miarę sprawnie jednak osiągam drogę biegnącą grzbietem i po chwili już wskakuję na zielony szlak, którym turlam się po lesie, ścieżynką uczęszczaną raczej rzadziej niż częściej.

Tak się wkręciłem w leśny klimat, że o mały włos, a przegapiłbym odejście na Kohut (711 m). W porę jednak ogarniam swój błąd, wrzucam wsteczny i parę minut od szlaku już wyleguję się na trawie, smakując widok na dolinę Torysy, za którą majaczą Czerchowskie, w których kręciłem się ledwo parę miesięcy wcześniej. No nie powiem, tak to mogę żyć, nawet jakieś pociągi się tam zawijają na dole od czasu do czasu.

W drugą stronę też fajnie, Zamek Szaryski, a w tle Góry Tokajsko-Slańskie, zdaje się. Jest miodnie.

Wkońcu zwalczam lenistwo, tobół wraca na plecy, a ja – na szlak, który przestaje przez chwilę ogarniać rzeczywistość, w rejon szlakowskazu Močiare wychodzę z niejakim zdziwieniem od zupełnie innej strony, niż logika by nakazywała. Pomińmy ten epizod milczeniem, dalej już wszystko dzieje się zgodnie z planem. Przed Kamienną łasi się do mnie urocze miejsce biwakowe, nawet strzałka do wody zachęca do przechrapania tu nocy, jednak do zmroku jeszcze daleko, więc ambicja bierze górę, idę dalej.

Za Kamienną czekał mnie kolejny zalesiony kopczyk, Marduňa, a za nim – moje wytypowane miejsce noclegowe; na sąsiedniej przełęczy miał czekać na mnie kawałek łączki, a przy nim – źródło. Okazało się jednak, że to wiadomości prosto z radia Erywań – źródło dawno wyschło, ale w zamian łąka jest solidnie bagnista. Tak się z rzeczywistością nie umawiałem, więc daję dyla jeszcze kawałek dalej, aż na suchszą łąkę przed wzniesieniem Dlhé Diery. Tu już nic mi nie przeszkadza w nocnym odpoczynku, szybka kolacja i odpływam…

2019-08-16: Dlhé Diery – sedlo Magura

Poranek bez cienia wątpliwości zwiastuje piękny dzień, w to mi graj.

W dole znowu Lipany i przedmieścia, w tle znowu Czerchowskie, a ja uderzam przez las zielonym szlakiem.

Wierzchołek Bachureň (1081 m) jest dość silnie zarośnięty i zakrzaczony – do tego stopnia, że nie mam z niego żadnego zdjęcia. Ostatnia fotka gdzieś pod szczytem, dalej mam tylko pamięć jakiegoś zakrzaczenia całkowicie nieprzystającego do najwyższego punktu poważnego w końcu pasma górskiego.

Dalej jest jakby przyjemniej, jesteśmy w drodze na przełęcz Magura, po drodze wydajne źródełko, od zimnej wody jeszcze nikt nie umarł. Wrócę tu jeszcze na nocleg, ale w pierwszej kolejności trzeba zejść do Lačnova zielonym szlakiem. Lačnov to mieścina niewielka, szybko zostaje za plecami, a ja stoję u wejścia do Lačnovskiego Kanionu. Tu klimat nieco inny niż do tej pory, woda pluska, ścieżka przeskakuje z jednego brzegu na drugi, sympatyczny fragment traski, w cieniu pozwalającym uciec od sierpniowej smażalni.

Za kanionem wbijam do miejscowości Lipovce, to już poważna metropolia, jest sklep. Uzupełniam zapasy i intensywnie się nawadniam. Dalej ruszam niebieskim szlakiem w stronę przełęczy pod Mindžovą, nim jednak tam dotrę, uwalę się na drzemkę tuż nad Lipovcami. Drzemka jakoś mnie tak nastroi, że z dalszej części dnia prawie nie mam zdjęć, jakaś zła moc tu miała miejsce, a temat jest piękny. Na przełęczy wracam na czerwony szlak, obok jest znany i poważany obiekt noclegowy – Útulňa Chotárna pod Mindžovou. Znów jest za wcześnie, żeby już spać, turlam się dalej przez przełęcz Buče aż do znanej już przełęczy Magura, tu zalegnę, w dole Lipovce, widać daleko chyba Góry Wołowskie? Nie zastanawiam się, pięknie jest, chrapię.

2019-08-17: sedlo Magura – Vyšný Slavkov

Dzisiaj koniec tej imprezy, trzeba zacząć dzień z przytupem; miast schodzić znaną już drogą do Lačnova, uderzam prosto na zachód, szedł tędy kiedyś zielony szlak, znakowanie wciąż nieźle widoczne, droga wyraźna, wszystko jest jak być powinno. Schodzę na Lačnovske sedlo, krótko, stromo, przez pokrzywy i od północy, pięknie tu jest, po prawej Smrekovica (1199 m).

Dalej uderzam już prawilnym zielonym w stronę Kravcovej, dłuższy odcinek przez las nie pozostawia żadnych szczególnych wrażeń. Pod Kravcovą lekko się motam, ale w końcu trafiam na żółty szlak w stronę szczytu Smrekovicy, jest stromawo, jest ciepło, świerkowy las tu praktycznie w całości wymarł, zero cienia, pot się leje. Najwyższy szczyt pasma Branisko jednak rekompensuje te cierpienia; w przeciwieństwie do zakrzaczonego wierzchołka Bachureň, widoki są całkiem fajne, można by rzec.

Zadowolony finalnym akcentem zwijam się po dłuższej chwili ze szczytu, to ostatnie chwile spaceru. Chmurzy się lekko, mam to już w nosie, elegancka stokóweczka wiedzie mnie w dół i już widać Vyšný Slavkov, kamieniołom, kościółek, pagórki, klimat niebagatelny, aż żal się żegnać.

Dalej było już niestety prosto: autobus, pociąg, pociąg, pociąg, pociąg i pociąg i już byłem w domu.

Aha, przez całe trzy dni spotkałem dwie sztuki turystów.

Mając na uwadze powyższe, stwierdzam, że rzeczy nieoczywiste są najczęściej najciekawszymi. Klimat obu pasm, zwłaszcza w rejonie Lačnova i Lipovców, wymiata, ludzi nawet w sezonie tu ciężko spotkać, gorąco polecam teren uwadze szanpaństwa. Osobiście planuję jeszcze kiedyś tu zlądować, może w wariancie uwzględniającym góry Lewockie, jak również południową część Braniska, której nie miałem jeszcze przyjemności nawiedzić.

1 Comment

Submit a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *