Weekend na Hali Jaworowej tylko rozbudził moje apetyty górskie, jednak powzięcie urlopu wiosną 2022 było mało osiągalne; trzeba było kombinować strzały weekendowe, co w połączeniu z możliwościami transportowymi zawężało zauważalnie moje możliwości. Niewzruszony okolicznościami wyłowiłem jednak z takich warunków brzegowych rejon, w którym moja noga jeszcze nie postała, zgarnąłem bambetle do wora i w piątkowe popołudnie ruszyłem w drogę…
2022-05-28: Sucha Beskidzka – zbocza Kotonia
…dzięki uprzejmości szefowej PTSMu w Suchej udało mi się zalogować do schroniska po normalnych godzinach przyjęć, w tym miejscu należą się serdeczne podziękowania. Lubię PTSMy, to ostoja normalności w czasach, gdy na każdym kroku wyrastają pensjonaty i inne lokale z cenami bynajmniej nieadekwatnymi do potrzeb plecakowców. Pocieszony myślą, że nie zawsze trzeba oddawać nerkę za kawałek łóżka i gniazdko z prądem, turlam się o poranku ulicami miasteczka. Szybka wizyta w Biedrze pozwala na dopełnienie plecaka o niezbędności, pozostaje już tylko ruszyć – zaczynam dziś niebieskim szlakiem w stronę Mioduszyny. Ledwo wyszedłem z centrum, już robi się ładnie. Dobrze, że nie jestem motocyklem!
Tabliczka informuje, że nie wolno się huśtać na mostku, jak również przebywać na nim w trakcie silnego wiatru. Szczęśliwie warun jest prima sort, wichura nie grozi, przekraczam więc Skawę legalnie i bezpiecznie.
Ledwo zrobiłem kilka kroków pod górę, już mnie szczują punktem widokowym! Dość potężna, dwupoziomowa platforma zapewnia panoramę miasteczka i sąsiednich pagórów. Na odpoczynek za wcześnie, to strzelę jedynie ze dwie klatki, co mi pozostało?
Niebieski szlak wbija się jeszcze na moment do jakiegoś przysiółka Makowa, tu następuje kawałek asfaltem, za mną krok w krok łażą dwie czarne owce, ki diabeł? W końcu wychodzę z pomiędzy zabudowań, jeszcze parę kropel potu, dobijam do Mioduszyny. Program wycieczki przewiduje tu odpoczynek, konkretna wiata potwierdza tylko słuszność tej decyzji.
Przy okazji relaksu można wchłonąć odrobinę łowieckiej propagandy. Mam nadzieję, że wszystkie okoliczne sarny zapoznały się z materiałem dydaktycznym i będą wdzięcznie wyskakiwać prosto pod lufy:)). Licząc, że mnie żaden nadgorliwy łowczy ze zwierzyną jednak nie pomyli, zawijam się w dalszą drogę. Sprawnie spadam przez las, monotonię ścieżki przerywa odrobina perspektywy odsłaniająca się w rejonie gajówki Drożdżyna, Babia Góra zawsze robi dobrze na serce.
Na Makowskiej Górze obserwuję negatywne tendencje w zakresie warunu pogodowego. W nastroju głębokiego rozczarowania raczę się widokiem na równoległe pasmo Chełmu.
Po chwili zadumy pod pomnikiem ofiar zbrodni hitlerowskiej ruszam dalej, na wschód, pławiąc się w niepowtarzalnych beskidzkich klimatach.
Na czarnym szlaku nad Makowem i takie okoliczności przyrody się zdarzają:
Docieram do szlaku żółtego, na Koskową Górę dwie godziny z kwadransikiem rzekomo. Warun chwilowo robi się groźnawy, ale tym razem udało mi się uniknąć opadu.
Ten odcinek to w większości las, nie ma nad czym się tu rozwodzić, po dłuższej chwili monotonii melduję się w przysiółku Majdówka na zboczach Koskowej Góry, słońce znów świeci, jest idylla.
Królowa niezmiennie majestatycznie majaczy (o ile można majaczyć w sposób majestatyczny…) na horyzoncie.
Przez chwilę dzielę ścieżkę z niebieskim szlakiem Brzeźnica – Kacwin. Koskowa Góra to miejsce doprawdy godne szacunku.
Gdy odbijam od niebieskiego, miga mi drogowskaz „RESTAURACJA 30 minut”, ważna sprawa w szczególności w kolejności kołaczącej się w okolicy zlewy. Lekko zagęszczając ruchy stanąłem przed Wrzosowym Dworem po kwadransie i był to ostatni moment, nie zdążyłem się rozgościć, a niebiosa zaatakowały. Architektura miejsca dość… dyskusyjna, na szczęście z wnętrza tego nie widać :))
Jednego schabowego i kawkę później:
Zrobiło się dosyć pięknie, po ulewie ani śladu, wkoło zaś Beskid Makowski w swoim najlepszym wydaniu.
Szlak ponownie wbija w las, w rejonie przełęczy Dział kapliczka, otwarta nawet – w razie opadu jak znalazł, z racji bliskości miejscowości nocleg może być dość obrazoburczy 😉
Prę w kierunku Gronia, wieczór powoli mnie dogania, robi się momentami naprawdę magicznie.
Za Groniem jest Kotoń, a na zboczach Kotonia stoi krzywa chatka, jakże można takiej odmówić? Zalogowany do tak pięknego hotelu długo nie czekam, sprawna kolacja i czas na sen…
2022-05-29: zbocza Kotonia – Poręba
Zaiste, powiadam Wam, w krzywych chatkach śpi się dość… krzywo. Mogło być sympatyczniej, wygrzebałem się po 7 i ruszyłem na szagę w stronę pozaszlakowego szczytu Kotonia, sam nie do końca wiem po co. Widoki w każdym razie nie zrekompensowały chaszczowania, choć mogło być gorzej:
Czekało mnie dość długie i upierdliwe zejście do Pcimia, pół kilometra w dół. W większości przedzierałem się przez łąki i zabudowania wysoko położonych przysiółków, w klimacie atrakcyjnym całkiem bardzo:
W oddali straszył Lubogoszcz:
A ja traciłem metry, zagłębiając się coraz bardziej w dolinę Raby. W końcu dotarłem do metropolii, gdzie posilić się musiałem na stacji benzynowej (Orlenu, a jakże), wszystko inne zamknięte! Uzupełniwszy płyny, przeskoczyłem mostkiem przez Rabę, aby ruszyć w ostatni etap krótkiej wycieczki.
Na żółtym szlaku ponad Pcimiem jest uroczo, nie mam co do tego cienia wątpliwości. O cień zresztą o tej porze było zdecydowanie ciężko…
W końcu jednak odrobinę ochłody przyniósł las, porastający większość podejścia na Działek. Wysokość odzyskiwałem niespiesznie, czasu miałem zapas, upał zaś coraz bardziej przeszkadzał żyć. W końcu jednak wdrapałem się, w nagrodę wygodna… kanapa?
Zostały już naprawdę ostatnie chwile, skrzyżowanie z Małym Szlakiem Beskidzkim opuszczam szlakiem zielonym, który spada z przeciwnej strony grzbietu do Poręby. Zejście w górnej części strome, za to szybko wyprowadza do miejscowości. Ostatnie kadry:
Dalej było już prosto i standardowo do bólu; nawiedziłem jeszcze lokalny sklep przy przystanku, wchłonąłem cukry proste i napoje gazowane, a potem rzeczywistość wezwała, autobus do Krakowa, pociąg do domu…
Jak na weekendowy strzał Beskid Makowski sprawdził się w pytę, duża w tym zasługa otwartości załogi PTSMu w Suchej na potrzeby turystów, logistycznie ułatwiło to temat maksymalnie; mam nadzieję, że będzie dane mi jeszcze tam parę razy zagościć, kierunków do obskoczenia jeszcze parę się znajdzie w końcu…
Jak to onegdaj mawiał stary znajomy z forum NPM, że „Kioskowa” Góra jest ok i ę nie mylił :)) Kapitalna impreza, Beskid Makowski ma w sobie moc i dobrze jest poczytać o wędrówce przez to pasmo.
Aha!
Mioduszynę odwiedzę bankowo, dziękować za ten namiar 🙂
Mioduszyna zaiste super miejscówka, aż żal że na samym początku się trafiła :)) Makowski zawsze miałem za nijaki i mało atrakcyjny w porównaniu z sąsiednimi pasmami, miło czasem się tak pomylić.